Odcinek 11, o tym jak dziewczynie przebiegło spotkanie na polanie i planowanej wycieczce.

opublikowane w Najnowsze Wpisy, Powieść w odcinkach | 0

 


Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było udać się do Biblioteki Narodowej i rozeznać wstępnie w temacie. Należało też wejść do Internetu i rozesłać wici. Każda pomoc była potrzebna. „Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie…” – przyszedł jej na myśl tytuł programu o zaginionych ludziach. Tu zaginęła książka z kluczykiem. Cóż, zguba to zguba.

W Bibliotece Kathrin była znaną czytelniczką. Kiedyś pracowała tam jako wolontariuszka, odkładając cenne pozycje. Znała narodowy księgozbiór całkiem nieźle. Nie spodziewała się znaleźć mapy z krzyżykiem, ale postanowiła znacznie poszerzyć wiedzę o czasach Baltazara i o geografii południa kontynentu, ledwie jej zdaniem liźniętej, gdyż Ameryka, i to jeszcze Południowa, to zupełnie nie jej tereny.

Minęła zaledwie chwila, gdy ktoś grzecznie postukał ją w ramię.

Coś się stało? – spytała wyrwana z lektury.

Nic takiego. Zamykamy. Już szósta – usłyszała w odpowiedzi miły głos.

Niemożliwe. Przecież… – rozejrzała się wkoło. Za oknem było ciemno, a ludzi już prawie nie było. Jakieś ostatnie osoby zbierały się do wyjścia. – No, niemożliwe – dodała.

Po drodze kupiła coś na obiadokolację i poszła prosto do domu. Dopiero gdy usiadła w fotelu, dopadło ją zmęczenie. Wyprostowała nogi na pufie, okryła kocem i odleciała w sen.

Po pokoju łagodnie rozlały się dźwięki głosu Freddiego Merkury. Minęła chwila, nim Kathrin się przebudziła i uświadomiła sobie, że to nie niebo, ale dzwonek komórki. Zerwała się, zaczęła nerwowo przeszukiwać torebkę aż komórka ucichła. „Trzecia nieodebrana rozmowa. Warlord. No tak. Która to?” – dziewczyna spojrzała na zegarek i przeciągnęła się na widok drobnej wskazóweczki skierowanej ku dziewiątce. Zwlekła się powoli z fotela i niemal podczołgała do stolika. Położyła na nim komputer i „odpaliła silnik”. Teraz miała pełny kwadrans na zrobienie sobie czegoś do jedzenia.

Smażona papryka, pieczarki, pomidor, cukinia w wersji rozmrożonej i kawałki smażonego kurczaka z wczoraj. Sos winegret. Zioła, jeszcze trochę czosnku, dać fetę? – zastanowiła się chwilę – Hm, tak bez sera? No dobra, trochę tu nie pasuje, choć hmm, bez sera, cóż…” – kontemplowała powoli.

Dryńńńń! – rozległ się odgłos z pokoju.

Lecę, Warlord, lecę – krzyczała, podbiegając z talerzem do komputera by wcisnąć zieloną słuchawkę na Skypie.

Kathrin? Gdzieś ty byłaś?

Gadasz jak stetryczały mąż, Warlord – roześmiała się.

Chłopakowi się bardzo spodobał fragment z mężem, więc rozluźnił się i dodał spokojnie: – Martwiłem się tylko.

Jestem. Jak ci opowiem, to spadniesz z łóżka – niemal wykrzyczała znad talerza.

Co się stało?

Boss postanowił mnie wysłać do Ameryki Południowej po jakąś książkę i klucz, który ją otwiera. Hiszpańska kolonia z XVII w., dasz wiarę? Dostał jakieś 100 tysięcy funtów, a dla niego, wojowniku, to masa pieniędzy. No i pokrycie wydatków.

To coś z klimatu Leo? – zamyślił się chłopak.

Też o nim od razu pomyślałam. Masz jakieś wieści, wiesz gdzie jest?

Nie. Ma się zgłosić niebawem. Dowiemy się. Jego praca kosztowała więcej, i życie mapiarza…

Tak, to prawda – dziewczyna posmutniała. – To był taki miły pan.

Wiesz, Kath, spróbuję namierzyć Leo. Ma swoje sekrety. Też znam parę osób – powiedział chłopak zamyślonym głosem.

Nie, zaszkodzisz mu jeszcze szukając go. Może lepiej nie – zaprotestowała.

Spokojnie, wymyślę jakiś pretekst, który pomoże mi uniknąć zbytniego zainteresowania – powiedział niemal czule. – Jestem fachowcem w tym fachu.

Przepraszam. Masz rację. Zawsze byłeś świetnym tropicielem – rozluźniła się, przełykając niemal zimne już danie.

No to co? Wracamy do jaskini? Ciekawe rzeczy się tam dzieją – zaproponował zalotnie.

O, tak! Wiosna. Kwitną kwiaty, słońce coraz śmielej ogrzewa ziemię i w powietrzu unosi się chmura feromonów – roześmiała się Kathrin.

Czy myślisz, że wpadła mu w oko? – zapytał zaintrygowany.

Jeśli tak, to nic nie dał po sobie poznać i do tego, kiedy zostali sami nie chciał z nią dłużej przebywać, a pomknął do obozu, gdzie rozstał się ze swoim przyjacielem Ramusem. Ona odczytała to smutno. Była pewna, że nic go nie obchodzi jako kobieta i tego się nawet spodziewała. Prosta sierota bez obycia między ludźmi, a do tego –człowiek. Jaką mogłaby być towarzyszką dla elfa? Wróciła więc do jaskini i posprzątała rzeczy po posiłku. Już wychodziła na zewnątrz, gdy z wnętrza dobiegł do niej odgłos kroków. Kroki były delikatne i ciche, choć częste. Od razu zgadła, że to Rumil. Tylko elf może tak lekko biec. Nie minęła minuta, gdy jej przypuszczenia się potwierdziły.

Gdzie Haldir? – spytał nerwowo, rozglądając się dookoła.

Poszedł do obozu. Spodziewa się szybko wrócić – odpowiedziała odruchowo, kierując się w stronę pozostawionych nieopodal rzeczy.

Rumil wyciągnął z pochwy miecz i doskoczył do dziewczyny przykładając jej ostrze do szyi i napierając na nią całym ciałem.

Mów prawdę. Gdzie brat mój? Komu go wydałaś?

Dziewczyna przestraszyła się zagrożenia i powoli zaczęła się wycofywać, koncentrując umysł na tobołku, pod którym było jej ostrze.

Nikomu by pana Haldira dziewczyna nie wydała. To wielki mąż i dzielny wojownik. Nie szuka jego zguby. Kiedy jej, panie, uwierzysz?

Wierzę swoim oczom. Był tu, a nie ma. Ty jesteś. Mów prawdę.

Dziewczyna zrozumiała, że ta konwersacja nie ma większego sensu. Udała, że cofając się potknęła się i upadła na swoje rzeczy. Wsunęła rękę pod pakunek i wyciągnęła szybkim ruchem miecz, wysuwając go przed siebie zanim Rumil zorientował się, że upadek był jedynie wybiegiem.

Miecze spotkały się z ostrym dźwiękiem, a echo rozeszło się po korytarzu. Dziewczyna wyskoczyła na zewnątrz sprawnym ruchem. Jej włosy uniosły się w podskoku i zalśniły w słońcu niemal oślepiająco. Rumil zawahał się i doskoczył do niej w mgnieniu oka. Ich miecze znów się spotkały i rozpoczęły swój taniec. Jej – z nadzieją na życie, jego – przepełniony gniewem.

Nie wydała go nikomu – krzyknęła z wysiłkiem jednocześnie się broniąc.

Ratuj życie i mów gdzie on – zawołał w odpowiedzi.

Scena ta trwała jeszcze kilka chwil, aż za plecami mężczyzny rozległo się wołanie.

Rumil, zaprzestań walki!

Rumil przyjął pozycję obronną i zatrzymał się.

Haldirze, to ty? – zapytał zdziwiony, nie spuszczając oczu z dziewczyny.

Tak, to ja. Byłem w obozie zostawić wiadomość. Potem ci wyjaśnię. Co ty robisz, bracie?

Myślałem, że ona wydała cię wrogowi, że cię zabrali i zastawili się, by pojmać mnie i Piechura jak się pojawi – wyrzucił przez zęby.

Haldir dobiegł brata i kładąc mu rękę na ramieniu odciągnął do tyłu.

Spokojnie, bracie. Nic takiego się nie wydarzyło – dodał delikatnym głosem, w którym jednocześnie dało się wyczuć polecenie odwrotu, jakiemu nie sposób się było sprzeciwić.

Tak jest – odpuścił – cieszę się, że nic ci nie jest.

Powinienem był zostawić ci wiadomość. Liczyłem, że wrócę na czas – usprawiedliwił się miękko, po czym zwrócił się do jeszcze niespokojnej dziewczyny: – Nie wiedziałem, że tak sobie radzisz z mieczem. Nigdy nie widzieliśmy cię ćwiczącej.

To efekt ostatnich miesięcy. Mówi się, że wojna idzie, dziewczyna chce być przeto gotowa.

Kobiety nie chadzają na wojnę. Po co ci ta umiejętność?

Och, nie, nie na wojnę. Czasy jednak niebezpieczne. Dziewczyna musi się umieć bronić, na wypadek jakiegoś napadu – spojrzała na Rumila.

Ach tak, ha ha ha! Trudno się nie zgodzić – roześmiał się.

Rumil uniósł wzrok, a w wyrazie jego twarzy było widać, że nadal jej nie ufa.

Zanim skończyli rozmowę, na polanę wyszedł z wnętrza jaskini Piechur.

Widzę, że jeszcze tu jesteś – zwrócił się do dziewczyny. – Sądziłem, że wrócisz do miasta.

Strażnik, u którego dziewczyna pracuje, wyjechał na kilka dni. Pomyślała więc, że przywita panów i przekaże wiadomość – dziewczyna spuściła wzrok.

Witajcie, Haldirze i Rumilu – Piechur podszedł do mężczyzn i wyciągnął rękę w powitalnym geście.

Witaj, przyjacielu – odwzajemnił Haldir.

Spotkałem tę rano w tym miejscu śpiącą. Dowiedziałem się, że służy u Meneki, strażnika. Meneka to człowiek, któremu bezpieczeństwo tych ziem leży na sercu. Jeśli przyjął ją pod dach swój, nie musimy się martwić.

Znamy tę dziewczynę, druhu. Mieszkała w naszym sąsiedztwie od dziecka. I ja nie spodziewam się żadnego zagrożenia z jej strony. Kocha nasze ziemie i z pewnością nienawidzi zła, które się czai w Mordorze – odrzekł Haldir, ujmując Piechura za ramię i odprowadzając na stronę.

twarz11

Dziewczyna czuła, że chce być tam przy nim w każdym momencie i że choć tak naprawdę powinna, nie może odejść. Patrzyła, jak mężczyźni przechadzają się i rozmawiają, i spodziewała się, że rozmawiają o ważnych sprawach.

Podsłuchujesz? – rzucił Rumil bardziej zaczepnie, niż rzeczywiście w to wierzył.

Dziewczyna spojrzała na niego przymrużywszy oczy i nic nie powiedziała. Po wyrazie jej twarzy widać było, że uraziła ją ta uwaga. Odwróciła się i zaczęła ponownie porządkować rzeczy. Nie było chyba możliwe ułożenie ich lepiej, niemniej zajęcie to zajmowało jej ręce.

Rozumiem, że właśnie się chcesz wynieść? Nic z tego. Poczekasz, aż skończą. Nie będę ryzykował, że pójdziesz niewiadomo do kogo i przyślesz tu wielu przeciw nam trzem. Ja ci nie ufam – Rumil powiedział stanowczo.

Czy jeszcze nie dotarło do ciebie, panie, że ta po jednej z tobą stoi stronie? Życie odda za życie elfa i nie zawaha się, gdyż kocha pieśń zza Celebranta i spokój, i piękno tych ziem.

To mówiąc dziewczyna zatrzymała się i rozmarzyła patrząc w dal, po czym dodała: – Serce tam zostawiła, a wy w zapachu swych włosów przynieśliście od niego pocieszającą wieść.

Spuściła wzrok wspominając, że ukochanego dębu już tam nie ma.

Może to i prawda co mówisz. Może nie. Moją sprawą jest dbać o bezpieczeństwo, a to każe mi nie ufać nikomu – żachnął się.

Nie ufaj, panie, jeśli tak ochronisz siebie i brata swego. Dziewczyna zniesie tę nieufność, jeśli tylko pomoże panom bezpiecznie do domu powrócić. Pewnie żony wasze i dzieci czekają…

A jednak szpiegujesz?! – zawołał Rumil, jakby przyłapał ją na przestępstwie.

Nic jej do tego, panie. To troska podyktowała jej te słowa. Nie odpowiadajcie – odwróciła się szybko w przeciwną stronę.

Nie czas na żony w tak niespokojnym okresie. Na to będzie pora jak dotrzemy do Valinoru, gdzie wszyscy elfowie zdążają, zostawiając ten świat ludziom – dodał spokojnie i rozejrzał się dokoła. Dziewczyna poczuła ulgę, że jest zwrócona w inną stronę i że nie sposób zobaczyć, jak ją ta wiadomość poruszyła i jakim rumieńcem się okryła.

Uratuję go, za wszelką cenę uratuję, a potem on odejdzie daleko i będzie szczęśliwy z jakąś piękną panią. Będą żyć wiecznie, a ona urodzi mu dzieci” – pomyślała i zrobiło jej się jakoś smutno, choć tego się właśnie spodziewała od dawna. Skąd więc ten smutek?

A twoja rodzina gdzie? – spytał Rumil.

Skąd jej to wiedzieć, panie. Od maleńkości sama w lesie. Ledwie chodzić umiała. Wspomnienia nawet ją opuściły – posmutniała jeszcze bardziej.

Jak ludzkie dziecko mogło przeżyć w lesie samo? Nie może to być prawdą.

I ją to dziwi, panie. Dziś dziwi, gdyż zawsze było takie naturalne i bezpieczne tam mieszkać. A jednocześnie brat twój, panie, mówi, że drzewo obok groty nie było zwykłym drzewem i że mogło się nią opiekować. Takie dziwy prawi – uśmiechnęła się – że niby jakiś drzewiec, ent, czy coś.

Są entowie na świecie, a na pewno byli. Jeśli to drzewo obok groty nim było, a nie ma go już, to wszystko możliwe, ale po co ent miałby o ciebie dbać? Entów ni elfowie, ni ludzie już od dawien dawna nie obchodzili.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i usiadła na pakunku z okryciem.

Trwali zamyśleni w milczeniu przez dłuższą chwilę, aż usłyszeli powracających z przechadzki towarzyszy.

Czas na nas, Rumilu – zwrócił się do niego brat.

Zmierzchać się będzie wkrótce. Lepiej chodźmy od razu – Rumil podniósł się i sięgnął po rzeczy.

I ja zmierzam w swoją stronę – rzekł Piechur.

Wrócicie tu, panie, jeszcze? – dziewczyna zwróciła się do Haldira.

Rumil zmierzył ją nieufnym wzrokiem, po czym spojrzał z obawą na brata.

Nie wracaj na razie nad Anduinę. Nie będziesz tam teraz bezpieczna. Wracaj do domu swego pracodawcy. Nie narażaj się – odparł Haldir. – Słusznie zrobiłaś, że odeszłaś z lasu i znalazłaś pracę wśród ludzi.

Dziewczyna chciała ponowić pytanie, ale zrozumiała, że jej natarczywość mogła być źle odczytana.

To tylko chwilowo, aż się tu wszystko uspokoi – zebrała rzeczy, po czym pożegnawszy się krótko z Piechurem ruszyła za Haldirem i Rumilem do jaskiń. Przez jakiś czas ich droga była wspólna. Potem ona skręciła w prawo, w korytarz prowadzący do domu Meneki, a oni podążyli innym korytarzem by przejść przez miasto.

Wróciwszy do domu dziewczyna napaliła od razu w kominku w swoim pokoju uświadamiając sobie dopiero teraz, jak chłodne jeszcze są dni. Nie potrafiąc wyrwać się z rozmarzenia i rozmyślań nad tym niesamowitym przypadkiem, nagrzała wodę i umyła się czerpiąc z tej czynności ogromną przyjemność.

Co robić? Co teraz?” – pytania te stawały się coraz bardziej natarczywe. „Czy zostawić wiadomość dla Meneki i iść do wioski za polaną? Dlaczego pan Haldir mnie tam zapowiedział? Dlaczego uznał, że w ogóle się tam wybieram?”

Nie sądziła, że zaśnie tej nocy. Nie wiedziała, co zrobi następnego ranka. Czy mogła tak zostawić dom Meneki bez opieki i odejść? Czy mogła tak bez słowa niewdzięcznie się wynieść? Przecież zaoferował jej dom swój i pracę. Czy jednak mogła stracić z oczu swój cel? Meneka ją wiele nauczył, ale teraz go nie ma, a ona stoi w miejscu. Tak, ta noc miała być bezsenna.
Przez kolejny dzień nie zapadła żadna decyzja. W zasadzie samo pozostawanie w domu Meneki było opowiedzeniem się za jedną z opcji. Nie mogła po prostu tak odejść. „Hm, co innego wycieczka”, pomyślała nagle. Przecież nie musiała iść nie wiadomo dokąd i po co. Wystarczyło, że poszłaby na zwiad. Zobaczyć co to za wieś, co za ludzie. Ta myśl naprawdę przypadła jej do gustu. To był plan na kolejny ranek. Świetny plan, dzięki któremu nie zawiedzie zaufania swego gospodarza, a i sama zbada to nowe miejsce.

No i ty się dowiesz, co się wydarzyło dalej dopiero jutro, przyjacielu.

To spotkanie było dość niezwykłe, aż dziwne, że do niego doszło.

Nie takie dziwne, jeśli weźmiesz pod uwagę, że ludzie podróżują, a ona była, gdybyś spojrzał na mapę, w jedynym miejscu, gdzie można było przejść nie natykając się na straż. Przy głównym wyjściu z grot stały straże. To miejsce znajdowało się nieco dalej i było ukryte przy polance. Nikt go normalnie nie używał. No chyba, że chciał być niezauważonym i je znał. Strażnicy nie chcą się rzucać w oczy. Elfowie tym bardziej nie chcą zatargów z ludźmi. To jedyna możliwość.

Mapa? Przecież to fikcja.

Taka fikcja, że powstały dokładne mapy – roześmiała się Kathrin. – Mam taką książkę.

A ta dziewczyna, jak znalazła to miejsce?

Przypadkiem. Najprostsza droga z domu Meneki. Bliżej tam niż do głównego wyjścia, a i ona nie chciała się natknąć na straże i się tłumaczyć. Daj spokój, widzę że szukasz dziur w mojej opowieści.

Nie, czemu?! – odpowiedział udając zawstydzenie chłopak.

To dobry znak. Masz siłę na takie przemyślenia. To naprawdę dobrze – odpowiedziała z uśmiechem.

Kathrin, nie usłyszę jutro dalszego ciągu – rzucił nagle chłopak, błądząc wzrokiem po przeciwległej ścianie.

Czemu? O czym ty mówisz? – zmartwiła się Kathrin.

Przeprowadzam się stąd. Wiesz, jest bardziej odpowiednie miejsce dla takiego przypadku jak mój. Tu jestem na prowincji. Matka załatwiła mi przeniesienie do szpitala w Londynie. Jutro masę badań przed odjazdem, by upewnić się, że dam radę dojechać, a pojutrze transport. Potem znowu nowe badania i tak, wiesz, kilka dni będę wyjęty z kontaktu.

To świetnie, że mama znalazła lepsze miejsce. Jakoś to wytrzymamy. Zadzwonisz chociaż jak dojedziesz?

Jasne. Tyle mogę zrobić.

Super, chcę wiedzieć, że będziesz bezpieczny – odpowiedziała nieco uspokojona. – Naprawdę się cieszę.

Moim zdaniem to bzdura, ale wiesz. Mama! Tu już nie chodzi o mnie, a o to przeświadczenie, że zrobiła absolutnie wszystko co mogła. Zgodziłem się tylko po to, żeby jej dać to przeświadczenie.

To było słuszne. Dobrze zrobiłeś. I ja się lepiej poczuję, jak będziesz pod lepszą opieką.

A ja jak się czuję? Przestawiany jak mebel? Tu już się do mnie przyzwyczaili, ja do nich. Już wypracowałem sobie, co mogę ekstra, a tu znowu orka na ugorze.

No tak, fakt. Od nowa będziesz musiał czarować pielęgniarki. To nie fair – Kathrin wykrzywiła usta w udawanym bólu.

No proszę. Nie mogę liczyć na odrobinę współczucia – odpowiedział nieco obrażony.

Och, Warlord. Rozumiem cię, ale stosunki z pielęgniarkami wobec lepszej opieki i sprzętu to bez porównania. Plus masz w sobie tyle uroku, że dogadanie się zajmie ci chwilę.

Mów dalej, nie przerywaj – podjudzał słysząc miłe słowa.

No tak, ha ha ha, narcyza tu mamy.

No dobra. Czas zamknąć oczy. Dbaj o siebie, maleńka.

To ty dbaj. Dojedź tam szczęśliwie i upewnij się, że jest tam Internet.

Dla ciebie kupię bezprzewodowy. Dobranoc.

Miłych snów.

cdn.