Odcinek 17, w którym dziewczynie zagląda w oczy zguba.

opublikowane w Najnowsze Wpisy, Powieść w odcinkach | 0

Kathrin, witaj, jak się masz? – ciepło zagadnął Warlord.
– Nieźle. Miałam ciężki dzień, ale już dobrze. A ty? Czy ten dzień był choć trochę znośniejszy?

Tylko wieczory są znośne. Tylko wówczas zapominam gdzie jestem i dlaczego. Nawet ból stara się mi nie przeszkadzać.

Cieszę się, że mogę ci choć tyle ulżyć, drogi przyjacielu. Czy słuchacze już są?

Zaraz po nich poślę – odwrócił się do sąsiada i polecił mu przyprowadzenie wszystkich.

A Leo, czy coś już wiesz? – spytała ściszając głos.

Nie. Jestem na tropie, ale jeszcze nie.

Hm, szkoda. Nie ustawaj. Muszę wiedzieć, co jest grane.

Jasne. Dla ciebie spod ziemi go wyciągnę.

Miło mi – uśmiechnęła się.

Wszyscy już są. Możesz zaczynać.

Dobrze więc. Niech pomyślę.

twarz20

Noc była chłodna. Ramus zaproponował, by położyli się plecami do siebie i okryli szczelnie, to będzie im cieplej, przy czym obiecał, że potraktuje ją z szacunkiem jak siostrę, szczególnie że nie zdejmują odzienia. Propozycja wydała jej się dziwna, ale pod wpływem chłodu panującego nawet w pobliżu ogniska, postanowiła się zgodzić.

Rankiem obudziły ją pierwsze promienie słońca przeciskające się między gałęziami lasu. Ramus spał jeszcze, dokładnie w pozycji, w której zasnął. Delikatnie wysunęła się spod okrycia i przeciągnęła wystawiając twarz do słońca. Zaraz potem nazbierała gałązek, gdyż ogień już przygasał. Gdy udało się jej wzniecić go na nowo, zaczęła przygotowywać śniadanie, cicho podśpiewując. Jej śpiew stawał się coraz odważniejszy i głośniejszy, tak że nie mógł nie obudzić Ramusa. Ten jednak postanowił wsłuchiwać się w jego dźwięki i nie ruszać się z miejsca, gdyż dziewczyna miała tak dźwięczny głos, a jej pieśń w języku quenya przelewała się przez łąkę jak poranna mgła. Ramus nie rozumiał ani słowa, a jednak nie mógł odmówić sobie zatopienia się w dźwiękach tej pieśni. Minęło dobrych kilka chwil, gdy postanowił podnieść się cicho, na co dziewczyna zamilkła.

Och, nie przestawaj! Pięknie śpiewasz – zachęcił ją Ramus.

Nie tak, jak biali ludzie za rzeką, panie. Oni poruszają i duszę i ciało – rozmarzyła się wpatrzona w ogień.

Zapewniam cię, że i twój śpiew taki jest – uśmiechnął się łagodnie. – Śpiewałaś w języku elfów?

Tak, elfowie za rzeką często śpiewali tę pieśń. Nauczyłam się jej ze słów przynoszonych przez wiatr.

Znasz dobrze ich mowę?

Tak jak waszą, panie. Czemu pytasz?

Może zaprawdę łączy cię z nimi coś więcej, a może to sąsiedztwo cię nauczyło od dziecka mówić mową, z którą jedynie miałaś kontakt. Sam chciałbym to wiedzieć. Ot, zagadka.

Dla dziewczyny to więcej niż zagadka.

Wiem. Rozumiem – położył jej dłoń na przedramieniu w geście współczucia.

Dziewczyna przygotowała, panie ciepły posiłek. Masz ochotę? – spytała wesoło.
– Oczywiście. Jestem głodny ja wilk. Podaj co masz, dziewczyno – wyciągnął rękę po potrawę. – O, i widzę, że i z naczyniami sobie poradziłaś.

Te liście są naprawdę duże i rosną także w pobliżu jej domu. Zwykle na nich jadała a i aromatu potrawie dodają, gdy jeszcze gorąca.

Zaiste, smakuje znacznie lepiej. Czy wracasz dziś do Helmowego Jaru?

Zapewne. I stąd dziewczyna trafi jeśli chcecie iść, panie, przodem.

Nie jestem głupcem, moja droga. Nie pozwolę, byś zawróciła na pięcie i szukała Tharbadu sama w tej niebezpiecznej krainie.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała udając, że jest zajęta jedzeniem i takie podejrzenie nie zasługuje na uwagę.

Ramus skończył jeść i zaczął uprzątać miejsce postoju. Pozbierał rzeczy, także dziewczyny, by dać jej do zrozumienia, że nie ma mowy, by sama dokądkolwiek poszła.

Chodźmy – nakazał stanowczo – odprowadzę cię aż do Jaru, by upewnić się, że nie będzie ci się opłacało bezmyślnie wracać.

Czy ty nie szukałbyś swych korzeni, panie Ramusie?

Szukałbym. Rozważnie i nie sam – odparł, po czym dodał. – I nie teraz. Sama przepowiedziałaś wojnę. Nie wiesz, kogo spotkałabyś po drodze, a i dziw, że jak sama wspomniałaś ubiegłego wieczoru, nic przykrego ci się dotąd nie przydarzyło.

Jeden przyjaciel przekazywał dziewczynę pod opiekę drugiego, a tamten kolejnego – dodała.
– Trafiłaś na ludzi, którzy cenią przyjaźń i dane słowo. To też dziś rzadsze niźli ongiś. Nie wiadomo, komu można zaufać. Wiele szczęścia miałaś w swym nieszczęśliwym życiu.

Samo to, że los rzucił ją nad Anduinę było wielkim szczęściem.

Twój tajemniczy ukochany powinien cię lepiej pilnować i nie puszczać w tak daleką podróż.

Próbuj, panie, nic ci z tego nie przyjdzie. Poza tym, dziewczyna jest pyłem marnym przy takiej osobie, która ścieżkami Lothlorien chadza. Nie spuściłby na nią wzroku i nie ma się co dziwić. Kimże jest dziewczyna, której całym majątkiem jest tchnienie w płucach?

Nie doceniasz się. A i przecież sam dowódca wojsk jest twoim przyjacielem.

Dobry to mężczyzna, panie, i wrażliwy. Okazał biedaczce litość i podał pomocną dłoń, pamiętając że i ta nigdy nie zrobiła krzywdy białym ludziom.

Z litości wrócił do mego obozu i prosił z serca o wszelką opiekę dla ciebie. To bardzo litościwy pan, bo skoro dla obcych tyle robi, to nie wiem, co uczyniłby dla przyjaciela.

Elfowie nie tacy jak gadają głupie języki. Pilnie strzegą swych granic jak każdy i nie ogłaszają swych tajemnic na prawo i lewo. To przejaw mądrości, nie okrucieństwa.

Kochasz ich wielce, jak widzę.

I ty byś kochał, Ramusie, gdybyś znał jak ja, a ja przecież z daleka, przez rzekę.

Pozwolili ci żyć tak blisko – spojrzał na nią zamyślony. – To nietypowe. Sam chciałbym wiedzieć dlaczego.
Nagle dziewczyna zamarła w bezruchu. Ramus spojrzał na nią i również się zatrzymał bez słowa, nasłuchując. Zza zakrętu gościńca wyłoniły się cztery postacie ciemnoskórych mężczyzn. Oboje od razu rozpoznali ludzi z zachodu. Ich stroje świadczyły, że nie są kupcami. Bynajmniej. Każdy miał miecz u boku i odzienie bardziej przydatne w walce niż w polu.

Ramus powoli zaczął się cofać w kierunku drzew, chowając za sobą postać dziewczyny. Nerwowo zastanawiał się, jak ma podołać czterem naraz i ochronić im obojgu życie. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że dziewczyna mogłaby być jakąkolwiek tu pomocą. Najlepiej byłoby zniknąć w zaroślach.

Mężczyźni rozmawiali wesoło nie patrząc przed siebie. Już by się udało, gdyby dziewczyna nie stanęła na suchej gałęzi, która pękła z trzaskiem, roznosząc ów dźwięk szerokim echem.

Mężczyźni zamilkli i spojrzeli na parę. Jeden roześmiał się i powiedział coś do kompanów. Ci również się roześmieli i przyśpieszyli kroku, by czym prędzej dojść do mężczyzny i kobiety.

Ramusie, ta będzie walczyć u twego boku – wyszeptała dziewczyna.

Schowaj się, obronię cię – wyszeptał nerwowo w odpowiedzi.

Męska duma nie obroni w pojedynkę przeciw czterem ani dziewczyny, ani samego ciebie. Dziewczyna ma miecz i potrafi go użyć. Okaż jej jedynie zaufanie.

Ramus już chciał zaprotestować, gdy mężczyźni podbiegli, wyjmując miecze z pochew.

Jeden sam z dziewczyną w lesie. Patrzcie, jakie ładniutkie lico. Czy może i nam chciałaby usłużyć urody? – wykrzyknął jeden.

twarz16a

Dawnośmy kobiety nie mieli, a ta młoda. Wygląda na chętną. Chodź, panno, pokażemy ci, co mężczyzna z zachodu potrafi – zawołał drugi.
– Odejdźcie w pokoju, a nikomu nic się nie stanie – wykrzyknął Ramus, dzierżąc miecz w dłoniach.

Odejdź, głupcze. Nie widzisz, że nie masz szans jeden przeciw czterem? Goń do krów, chłopie.

Dziewczyna jest pod moją opieką i żaden z was jej nie tknie.

Za nami większa siła podąża. Myśmy przodem poszli. Niech ma rozgrzewkę zanim wojska ją spotkają – roześmiał się ostatni.

Mężczyzna od prawej obiegł ich od tyłu tak, że Ramus nie mógł jednocześnie widzieć wszystkich. Dziewczyna odwróciła się plecami do Ramusa i przywarła do niego, trzymając dłoń na rękojeści.

A co to, i panna ma miecz? Do obierania ziemniaków wystarczy znacznie mniejszy mieczyk – roześmiał się ów po jej stronie.

Dużo gadacie, mało robicie – zawołała.

No to do roboty, panowie – stojący najbliżej Ramusa rzucił się na niego.

W tej chwili dziewczyna dobyła miecza i rzuciła się na zaskoczonego przeciwnika. Ramus też niemal nie osłupiał ze zdziwienia, jednak nie mógł przerwać walki. Pozostali dwaj dopadli do walczących, utrudniając obronę. Ramus przeciął pierwszego, który padł na ziemię martwy. Jego towarzysz rozwścieczył się na ten widok i zaczął walczyć z większą furią. Ramus był jednak doświadczonym żołnierzem, więc wkrótce i temu poradził. Dopiero wówczas mógł się odwrócić i zobaczyć, jak dziewczyna niby w tańcu przemyka między ciosami dwu mężczyzn, zadając własne. Przebiła jednego, gdy miecz uniósł drugi by ją przebić od tyłu. Ramus doskoczył i powstrzymał opadające ostrze swoim mieczem. Dziewczyna odwróciła się i nie zastanawiając się ani chwili wbiła miecz w trzewia przeciwnika. Ten opadł na ziemię, chwytając się za ranę. Ramus chwycił go za gardło wołając:

Jakie wojsko? Ilu? Dokąd?

Mężczyzna milczał, niedowierzając jeszcze temu, co go spotkało.

Ilu? Dokąd? – powtórzył w furii Ramus.

Wiele zastępów, do Isengardu. Zginiecie jak wszy – roześmiał się, wypluwając krew z ust, po czym opadł na ziemię bez życia.

Widzisz, widzisz panienko, a ty chciałaś sama do Tharbadu iść! – krzyczał na nią roztrzęsiony Ramus.

Wojna idzie! – powiedziała blednąc.

Wojna idzie! – powtórzył za nią.

Zaciągnijmy w krzaki te trupy, by ich kompanii nie znaleźli i nas nie szukali.

Tak jest – dziewczyna posłusznie chwyciła jednego za nogi i zaczęła ciągnąć z całej siły w stronę krzewów. Po chwili w ciągłym oszołomieniu, mechanicznie, zaczęła przykrywać liśćmi krew. Złapała za rzeczy i razem z Ramusem zeszli z gościńca, wchodząc głęboko w las.

Skąd umiesz tak walczyć? Jesteś kobietą! – zapytał po dłuższym marszu.

Wspominała ci swój sen, panie? Jakżeby miała nie uczyć się walki po tym, co widziała.

Nieźle ci poszło.

O mały włos nie zginęła. Jak martwa mogłaby ocalić inne życie? – wykrzyczała przed siebie roztrzęsiona.

A więc o to chodziło w twym śnie. Chcesz ocalić ukochanego przed pewną zgubą. Hm! Po tym, co widziałem, ma spore szanse.
– Właśnie ta poniosła porażkę! – spojrzała na niego zdziwiona.

Nie. Właśnie miałaś u boku przyjaciela. To chcę ci powiedzieć. Koniec z samotnym życiem. Czas byś zaufała komuś i pozwoliła o siebie zadbać.

Życie dziewczyny nieważne. Miałeś rację Ramusie. Niepotrzebnie narażała je na niebezpieczeństwo. Tak nikogo nie uratuje. Widzi jednak dziewczyna, że wiele musi jeszcze ćwiczyć, by w starciu z prawdziwym wrogiem dać radę.

Nie zabiłaś nikogo przedtem? – zapytał nieśmiało.

Nie. Ten był pierwszy – spuściła wzrok zwalniając kroku.

Pierwszy, ale należało mu się. Pomyśl, co chciał ci zrobić. Gdyby nie tobie, innej pannie, a ty to powstrzymałaś.

Prawda. Dziękuje ci, panie, za te słowa. Mogła i tym już kogoś uratować – jej twarz rozchmurzyła się nieco.

Takie jest życie wojownika. Marna to chwała zabijać, ale robią to w obronie swych domostw. Ciężki to los.

Dlatego zostałeś na roli? – spytała zaciekawiona.

Walczę, ale dziś inaczej niż ongiś, ale jak trzeba będzie znów chwycę za miecz. Nie szukam tego jednak.

Szli tak dalej bez słowa, przedzierając się chwilami przez gęste zarośla. Czasem ulgę przynosiła niewielka polana lub mały strumień, pozwalający napić się krystalicznej wody.

Do wsi dotarli nocą, byli bowiem zmuszeni iść dużym łukiem, by nie natknąć się na wspomniane oddziały. Z oddali przywitała ich łuna płonących domów i zapach palonego drewna. Ramus widząc to pobiegł w kierunku własnej zagrody nie zważając już na dziewczynę czy niebezpieczeństwo. Dziewczyna poszła za nim z ogromną obawą, że przez nią jego rodzina nie znalazła obrony. Biegli tak bez namysłu, aż dotarli do ostatniej zagrody. Na środku podwórza stała kobieta tuląc dziecko i głośno płakała. Ramus podbiegł do niej i przytulił ich oboje wołając: „Caliście? Cali?”

Kobieta opanowała rozpacz i wskazała na zwłoki starego mężczyzny przed domem.

Ojciec twój próbował nas bronić, ale ich było tak wielu. My zdążyliśmy się schować do schronienia, jakie wykopałeś, i nakryć, ale ojciec twój chciał odwrócić uwagę i zabili go bez zmrużenia oczu. Gdybyś tu był i ciebie by zabili – kobieta szlochała dalej a dziecko razem z nią.

Dziewczyna nie wiedziała czy podejść ma, czy się oddalić. Ramus przypadł do ojca i płakał nad nim. Dziewczyna podeszła do kobiety i położyła jej dłoń na ramieniu.

Gdyby tu był i jego by zabili – wykrzyknęła i rzuciła się w objęcia dziewczyny z wdzięcznością za ten traf losu, który przez tę wycieczkę ocalił jej męża.

Ramus wziął ojca na ręce i zaniósł za dom. Ułożył go na drwach i wrócił po rodzinę, po czym podpalił drewno. Długo stali bez słowa, szlochając po cichu.

Dziewczyna wzięła dziecko z rąk maki i usiadła z nim na ziemi, tuląc i kołysząc aż zasnęło. Ramus obejmował żonę i przepraszał za to, że ich zostawił. Ta jednak przekonywała go, że wojsko było liczne. Dom ograbili, a u sąsiadów, że nic nie znaleźli, spalili wszystko.

Resztę nocy przespali w domu Ramusa. Rano zjedli co im zostało po podróży, gdyż w domu po przejściu wojsk nie ostała się żadna żywność. Kilka domów spłonęło, a ludność zyskała wiarę, że z potęgą, która rośnie w Mordorze, nikt nie będzie miał szans.

Ramus przeszedł po wsi i ocenił straty. Zwołał kilku mężczyzn i przekonał ich, że wojska podążają do Mordoru i nie wrócą już do wsi, że czas poszukać żywności w okolicy, a jak i trzeba będzie – w Helmowym Jarze.

Dziewczyna starała się trzymać na uboczu i nie przeszkadzać. Wcieliła się więc w rolę opiekunki dzieci, gdy matki dzieliły się z pogorzelcami tym, co im zostało i co mogły oddać. Po południu Ramus wrócił do domu i uspokoiwszy żonę wezwał dziewczynę na bok.

Czas ruszać do Jaru. Musimy powiedzieć straży miasta co się stało i kupić żywność.

Dziewczyna jest gotowa, panie.

Chcę zabrać żonę i syna do Jaru. Pomożesz im z kwaterą.

Nie, panie. Tu będą bezpieczniejsi. We śnie dziewczyny wielu w Jarze zginęło w czasie walk. Ludność ratowała się ucieczką właśnie tu, bojąc się upadku miasta.

Jar upadł? – zdziwił się Ramus.

Tego nie może wiedzieć, ale chyba nie. Wojska przeszły. Jest po wszystkim.

Tak uważasz? Ja myślę tak samo. Strach jednak zdjął ludzi. Każę im zostać – oznajmił i wrócił do rodziny.

Wkrótce on i kilku innych mężczyzn szło wraz z nią w kierunku Jaru. Nie poprowadziła ich jednak do polany z sekretnym przejściem, a do głównego wyjścia, przy którym stały straże.

Droga była dłuższa i wymagała noclegu. Mężczyźni przygotowali ognisko, a dziewczyna zabrała dwóch, pokazując im jadalne rośliny w lesie, których musieli nazbierać wystarczająco dużo, by ugotować posiłek. Nie była to uczta godna wojownika, ale starczyło na korzenną zupę pokrzepiającą przed snem.

Ułożyli się wokół ogniska i wsłuchiwali w noc. Z oddali słychać było wycie wilków. Była to z pewnością ta sama sfora, która podchodziła w pobliże jaskini tamtej nocy, gdy dziewczyna zasiedziała się na polanie.

Jeden z wilków wydawał specyficzne odgłosy. Nie dało się ich pomylić. Mężczyźni patrzyli po sobie w obawie, aż Ramus zaproponował ustawienie wart. Wartownicy zmieniali się co jakiś czas, tak że nikogo ta służba nie ominęła. Jeszcze przed świtem sfora zbliżyła się znacznie i między drzewami zaczęły połyskiwać oczy wilków. Spanikowany wartownik krzyknął. Wszyscy poderwali się na równe nogi, przyglądając się sytuacji. Wilki podeszły bliżej obserwując ludzi i warcząc.

Mężczyźni machali żarzącymi się drwami wyrwanymi z ogniska w panicznym strachu. Dziewczyna stała z tyłu i przyglądała się wilkom. Ten duży z przodu wydał jej się znajomy. Miał dużą białą łatę na boku, co wyróżniało go spośród innych zwierząt w stadzie.

Widok tej łaty przywołał wspomnienie z lasu. Siedziała wówczas na gałęzi dębu i śpiewała, a wilk z taką właśnie łatą chodził w oddali, ale w zasięgu jej wzroku, spokojny i dumny. Jakby ją słyszał. Widywała go często i uświadomiła sobie, że chyba od zawsze, ale nigdy nie był agresywny i nigdy nie podszedł bliżej, tylko słuchał jej śpiewu.

Nie czekała długo i postanowiła wypróbować swą teorię. Pośród miotających się mężczyzn przysiadła przy ognisku i zaczęła cicho śpiewać. Powoli śpiew jej stawał się coraz głośniejszy i pewniejszy. Skonsternowani mężczyźni patrzyli to na wilki, to na nią. Nagle warczenie stało się cichsze, a wreszcie zamilkło. Wilki zaczęły chodzić w koło, ale bez agresji. Mężczyźni stali w gotowości z drwami w dłoniach i próbowali zrozumieć co się dzieje. Nikt nie odważył się jednak odezwać i przerwać tej harmonii dźwięku. Powoli śpiew dziewczyny zaczął milknąć, a wilki na komendę przywódcy jęły wycofywać się do lasu, aż zniknęły w zaroślach.

Co to było? – rzucił podniesionym szeptem Ramus, patrząc na dziewczynę.

Tak przyszło głupiej dziewczynie do głowy by zwierzęta uspokoić. Widziała już tego dużego z łatą nad Anduiną. Przychodził kiedy śpiewała i spacerował w odległości. Pomyślała, że może pozna śpiew i odejdzie.

Nie takiej głupiej, bo podziałało – powiedział inny.

Skąd tu zwierze z tak daleka? – spytał kolejny.

Któż zna ścieżki wilków? – odpowiedziała.

Spać już nie ma sensu. Zaraz świta. Zbierzmy się i ruszajmy. O brzasku dotrzemy do straży – zaproponował Ramus.

Niech tak będzie.

Droga minęła w milczeniu i nasłuchiwaniu. Gdy pierwsze promienie słońca zaczęły przedzierać się przez gałęzie drzew, grupa doszła do łąki, za którą w oddali widać było wejście do jaskiń porośnięte z prawej i lewej drzewami.

cdn.