W Polsce susza, wielkie fabryki oszczędzają prąd, w centrach handlowych wyłączane zostają ruchome schody i klimatyzacja. A co by było, gdyby w całym kraju odłączona została dostawa energii elektrycznej? Panika młodzieży, biegającej od gniazdka do gniazdka z ładowarkami do smartfonów, w pośpiechu szukającej zasilania dla swoich baterii. Tramwaje elektryczne nagle zatrzymujące się na środku drogi, lód z zamrażarek topiący się i zalewający mieszkania, panie u fryzjera zmuszone suszyć włosy po farbowaniu siłami natury (jeśli akurat jest zima, spokojnie dwie godziny dłużej posiedzą w poczekalni).
Taka katastrofa wydaje się być tylko dobra na scenariusz filmu klasy B, ale wyobraźcie sobie, że 18 sierpnia 2005 roku, 10 lat temu, doszło do właśnie takiego incydentu. Na wyspach Jawa i Bali nastąpiła przerwa w dostawie prądu, odcinając od tego zasobu 100 tys. ludzi.
Od godziny 10:23 rano nikt nie mógł przyrządzić sobie pysznego ciepłego posiłku, nie wspominając już o problemach, które z tego powodu powstały w wielkich fabrykach.
Za dostawy energii odpowiadała firma PLN (Perusahaan Listrik Negara, Państwowa Kompania Energetyczna). Przyznała, że padły sieci elektryczne na Jawie i w części Bali, powodując niedostarczenie mocy w ilości 2700 megawatów, czyli aż połowy zasobów.
PLN oczywiście za zajście przeprosiła (jak się okazało łącznie trzeba było tłumaczyć się aż 293 235 klientom), a ówczesny prezydent Susilo Bambang Yudhoyono nakazał policji i krajowej agencji wywiadowczej zbadać przyczynę zajścia.
Sytuacja wróciła do normy tego samego dnia około godziny 17:00 lokalnego czasu.
Źródło zdjęcia: https://pixabay.com